trening og. Ashtray Heart



Dzien lenia. Wszyscy dzis maja dzien lenia. A pogoda taka zaczepista. Wszyscy siedzieli na laweczce przed stajnia i ogladali jak Steve meczyl sie z jakims mlodziakime ktrego ktos nam chcial wcisnac. Skakal jakies tam pierdoly az nagle sruuuu i potem jebut, bo chyba celowal w jezdzca, ale trafil w stojaka, ale co tam, stojak i tak spadl na Steve’a.

- No ups, no bywa. – skomentowala krytycznie Majestic.

Kaka jako jedyny powazny w towarzystwie wstal i zaczal lapam mlodego karego szatana ktory latal jak popierdolony po placu walac barany.

- NIE KUPUJCIE GO, TO MORDERCA!!!!!! – darl sie potargany Steve.

- Oj tam, ty se ze wszystkim poradzisz, poza tym, jest slooodki. – skomentowalam rzucajac rozmarzone spojrzenie na karego zioma, ah, szkoda, ze nie jest pingwinem.

Zrezygnowany pan Steve obrzucil pana konia morderczym spojrzeniem, wskoczyl na jego grzbiet i pojechal okserek raz jeszcze, tym razem bez problemow wiec stwierdzil, ze koniec na dzij, bo on chcial isc do kina.

- Trzeba cos zrobic, Majestic, nie mozna tak. – westchnelam zrezygnowalam z przerazeniem zerkajac na zegarek, toz to dopiero 15!

- To se rob, ja se tu posiedze na laweczce i ogarne fejsika.

Westchnelam drugi raz  i poszlam sobie po rzeczy do siodlarni. Wyciagnelam swoje ulubione siodelko, oglowie Ashtray’a, jakis czaprak i owijasy do ciurania i poszlam w strone padokow lowic pana Ashtray Heart’a. Doszlam do jego wybiegu, gdzie jasnie hrabia opychal sie trawka. Zagwizdalam, a szlachcic leniwe podniosl glowe i spojrzal w moim kierunku. Nie zapowiadalo sie, ze tak latwo przyjdzie wiec wypowiedzialam magiczne slowa...

- Masz masz!

... I rumak od razu ruszyl sie z miejsca w moim kierunku. Dalam cuksa, chwytalam i ruszylismy do stajni. Przywiazalam i zaczelam szorowac jego czarna siersc. Nagle moj koffany kary diabel upierdolil mnie w ramie...

- Osz ty sukinsynu...!

- Nie ladnie to tak, o nie nie nie. – stwierdzil przechodzacy wlasnie Steve, ale pokazalam mu fuck’a, bo co on sobie wyobraza pfff.

Ubralam mojego rumaka na jazde, podprowadzilam pod stoleczek i wdrapalam sie na jego grzbiet. Oczywiscie ja noga w strzemie a on idzie, no ale coz. Pojechalismy sobie na glowny czworobok przed stajnia taki piekny... taki straszny. Tak, moj wierzchowiec zaliczyl zawal, bo przyjechaly nowe literki i lezaly ciepniete na drugim koncu czworoboku, no i to jest zdecydowanie straszne i w ogole on sie boi, bo jego intuicja mu mowi, ze to go zje. Oj tak, bedzie dzisiaj jazda... Stwierdzilam wiec, ze chwilowo bede sie krecic kolo rogu smierci, czyli przerazajacych, krwozerczych literek. Ashtray bardzo krzywo sie na nie patrzyl, ale w sumie po jakis 1234567 kolkach stwierdzil, ze sa niewinne, i dzis nie jest dzien w ktorym umrze.

Wzielam go wiec na delikatny kontakt i standardowo zaczelam z wyciagnieciem szyi do dolu. Pokrecilam sie jeszcze troche po placu a nastepnie zaklusowalam na prawa reke. Ogr byl calkowicie rozluzniony i ruszyl rownym tempem do przodu. Musialam go delikatnie pogonic, iz gdzy pan kon cos troche zasypial troche. Wjechalam na duza wolte i standardowo wygielam go delikatnie do srodka a nastepnie zmienilam kierunek po wolcie. Na lewo przerazajace literki zdecydowanie wygladaly na straszniejsze, wiec znow wjechalam na wolte blisko strasznych rzeczy i jezdzilam dotad, az Ashtray odpusci. Wrocilam z powortoem na duze kolo.

Pojezdzilam troche na lewo a nastepnie zamiast jezdzic przy scianie, skrecalam jakies 2m wczesniej i jechalam 2m od dlugiej sciany od polowy zaczelam go spychac lydka do sciany. Zrobilam tak jeszcze na drugiej scianie a nastepnie wjechalam na wolte i zmienilam kierunek. To samo na prawo, troche bardziej opornie nam szlo, wiec postanowilam, ze powtorze jeszcze dwa razy. Nastepnie wjechalam na srodek i robilam ustepowania ze srodka do sciany. Najpierw zaczelam ustepowaniem w lewo a potem na prawo. Zmienilam kierunek i na odwrot. Przeszlam do stepa i go poklepalam po jego wielgasnej szyjce.

Usiadlam mocniej w siodle i wzielam mocniejszy kontakt. Moj rumak od razu podniosl sie przodem i skrocil swoj wykrok. Dojechalam do srodka krotkeij sciany i wykonalam zwrto na zadzie, musialam go klepnac troche bacikiem w dupke, albowiem pan rumak byl troche w lesie. Wjechalam wiec na srodek, przylozylam prawa lydke za popreg i zaczelam go wykrecac zewnetrzna wodza, pilnujac tym razem bardziej jego zacnego zadu. Poklepalam go zadowolona i nadszedl czas na zwroty w lewo. Dalej bylam czujna, zeby nie zasnal zadem, na koniec bylam bardzo zadowolona. Nastepnie jakies lopatki w stepie i te sprawy. Zdecydowanie zabawa w lopatki, ciagi i te sprawy to ulubione cwiczenia pana konia. Wjechalam na srodek, wygielam w banana i zaczelam soychac lewa lydka do sciany. Ciupke za szypo reagowal i zad wyprzedzil przod, ale zaraz to poptawilismy. Zmienilam kierunek i tym razem ciag w lewo. Przygotowoalam go i wyszlo cacy. Poklepalam go zadowolona i nastepnie zaklusowalam. Zrobilam dwa duze kola zwawym klusem anglezowanym na lewo, nastepnie zmienilam kierunek i dwa kola na prawo. Zmienilam raz jeszcze kierunek, bo mi sie z nim lepiej zaczyna pracowac na lewo, usiadlam cwiczebnym i najpierw wjechalam na wolte, zeby lepiej go przygotowac do lopatki do wenatrz. Ambitnie pilnowalam zgiecia i akcji zadu. Poklepalam i zaczelam go przygotowywac do nastepnej lopatki, tym razem po lini srodkowej. Zrobilismy lopatke do polowy gdzie nastepnie wjechalam na wolte i zmienilam po wolcie kierunek. Poklepalam, zeby wiedzial, iz bylo git malina i wjechalam na wolte na prawo, zeby tak samo jak na lewo, dobrze go przygotowac do lopatki.

W prawo rumak mi sie troche rozhulal, wiec musialam drastycznie zredukowac  nasze zawrotne predkosci i mocniej usadzic na zadzie. Wzielam mocniejszy kontakt i pojechalam bardziej kontrolowana lopatke. Poklepalam go, wjechalam na srodek i lopateczka do polowy na srodku i na wolte. Poklepalam go zadowolona i zostalam na prawej stronie. Nastepnie przodem wygielam go do srodka i wykonalismy renwers, dpjechalam do polowy, zrobilam wolte i druga dlugosc zworoboku pokonalismy trawersem. Ashtray szedl bardzo fajnie, dosc lekki na reku, energicznie i pelen impulsu. Poklepalam go, zmienilam kierunek i to samo lewo. Renwers ok, w trawersie troche mial za malo wygiety zad, wiec poprawilam na drugiej dlugiej scianie. Zadowolona z poprawy poklepalam go i popuscilam mu wodze, zeby mogl sobie wyciagnac szyje i zrobilismy dwa duze kola takim luznym klusikiem. Pozbieralam go do kupy, wjechalam na srodek i wykonalam ciag w prawo, bardzo fajnie, energicznie i fajnie wygiety nie opieral mi sie na reku. Poklepalam go zadowolona, wjechalam na srodkowa linie i tym razem ciag w lewo, znowu nam dupcia troche zaspala jak w lopatkach, ale po delikatnym klepnieciu bacikiem, rumak sie obudzil. Klepnelam i zaczelam ciagi ze sciany. Wyjechalam dokladnie naroznik, wygielam mu przod do srodka i zaczelam spychac do drugiej sciany, bardzo dobrze i aktywnie szedl zadem. Zmienilam kierunek po wolcie i to samo na druga reke. Bylo dobrze, aczkolwiek chyba powoli mu sie zaczal ten caly krok w bok nudzic, bo stal sie troche ciezszy na reku. Poklepalam i przeszlam do stepu dajac mu troche odsapnac.

Chlopak wyciagna swoja dluga szyja i zaczal sie z zaciekawieniem rozgladac po okolicy. Po chwili relaksu, pozbieralam go znow do kupy i skrocilam. Zaklusowalam takim skroconym rumakiem, dbajac o to, by zostal aktywny zadem. Podnosilam go caly czas zewnetrzna wodza i jechalam od dolu lydka. Moze i pasaze to nie jest co, co mu sie najbardziej podoba, ale przynajmniej wykonuje je pelne energii i mocno od zadu. Odpuscilam i od razu szuyl zwazym klusem, poklepalam go, zrobilam pol duze kola i z powrotem zaczelam skracac. Skrocilam go jeszcze mocniej prawie przechodzac do piaffu, zeby kroczek po kroczku go do niego przygotowywac i nastepnie odpuscilam. Poklepalam i wykonalam zarabiasty wyciagniety, pchal sie od zadu, byl nawet lekki na przodzie i bardzo energiczny. Poklepalam i na krotkiej scianie skrocilam. Zdecydowanie byl juz lzejszy na reku i odpowiadal natycmiastowo na kaze pociagniecie mojej zewnetrznej reki. Wjechalam na wolte i znow skrocilam go prawie do granic mozliwosci, super podstawil sie zadem, wiec wrocilam do normalnego tempa i go zadowolona poklepalam. Zrobilismy jeszcze jeden wycoagniety po dlugiej scianie i przeszlam do stepa. Postepowalam troche, aby znow odsapnal i powoli zaczelam go szykowac do zagalopowania na prostej. Podnioslam go na przodzie i przylozylam lydki. Na poczatku nauki zagalopowania na prostej sprawialy mu pewne problemy, ale teraz wyszlo mu cacy. Poklepalam i zrobilam 2 duze kola zywym galopem. Nastepnie troche go skrocilam i wjechalam na wolte na polowe czworoboku. Dbalam o to, aby aktywnie pchal sie zadem i byl wygiety w lopatce do srodka. Zaczelam stopniowo zmniejszac wolte i coraz bardziej go skracac. Gdy juz prawie galopowal w miejscu, usiadlam mocniej w siodle i przeszlismy do stepa. Poklepalam go i zagalopowalam na druga noge. I znow dwa duze kola swobodnym galopem i wjazd na wolte. Na prawo byl troszke bardziej zaparty wiec ciezej mi sie go skracalo. Stwierdzilam wiec, ze najpierw go sobie troche porozmiekczam, wiec dwie wolty wlasnie na to poswiecilismy. Jak juz odposcil wrocilam do skracania go na wolcie i zmniejszania jej. Odpowiedzial tym razem od razu. Klepnelam go i kontynuowalam zmniejszanie kola. Gdy znowu doszlam do tego momentu, ze prawie galopowal w miejscu znow wykonalam przejscie do stepa. Bardzo fajnie podstawil sie zadem, wiec z zadowoloeniem go poklepalam. Zagalopowalam raz jeszcze na prawo i od razu jechalam bardzo krotkim galopem. Wygielam mu zad bardziej do srodka i jechalam tak po duzym kole, ktore stopniowo zmniejszalam. Najmniejsze jakie zrobilismy jakies 10m kolo i wyjechalam na duze kolo. Zrobilam dodanie na dlugiej scianie, bardzo fajnie sie pod koniec skrocil. Wjechalam na przekatna i zmienilismy noge na „x”. Wjechalam na wolte i stopniowo zaczelam go skracac i ustawilam mu zad do srodka. Troche za bardzo go przytrzymalam i przeszedl mi do klusa, moj blad wiec zaczelismy od nowa. Treaz zdecydowanie lzej trzymalam zewnetrzna wodze. Tym razem wyszlo nam cacy. Poklepalam go i wjechalam na duze kolo. Wjechalisy na przekatna i zmienilam noge. Pilnowalam go ambitnie, zeby nie wystrzelil do przodu jak nienromalny i zrobilam 3 zmiany co piec. Poklepalam go, wjechalam na srodek i zaczelismy robic ciag w galopie. Do konca sciany, zmiana i na druga sciane. Troche mi zasnal w polowie, ale szybko sie obudzil. Ponownie wjechalam na przekatna i tym razem zrobilam podchodzy do lotnych co 4. Juz wiedzial co sie swieci, wiec troche wyrywal, ale jednak nie bylo tragedii. Zadowolona puscilam mu wodze i przeszlam do klusa, zeby sie porozciagal. Wjechalam jeszcze na wolte, zbey go troche powyginac i te sprawy, zmienilam strone to samo i przeszlam do stepa. Wyklepalam ile sie da i nastepnie pojechalam na stepa do pobliskiego lasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz